środa, 20 maja 2015

Prolog

Ruby:
Wtorek, 18.05.2015 rok, godzina 10:37 5 sekund
Wtorek. Kolejny nudny dzień tygodnia. Kolejny dzień spędzony samotnie. Znowu monotonnie dreptałam po długim, wąskim korytarzu. Słyszałam tylko swoje kroki, bo resztę zagłuszała muzyka, której dźwięki dość głośno grały w moich uszach. Ledwo co usłyszałam dzwonek i pobiegłam na kolejną lekcję polskiego. Na tych lekcjach nie słuchałam uważnie, bo bardziej ciekawiły mnie różnorodne książki, które leżały na mojej ławce. Czasem, gdy pani nie patrzyła, zerkałam i czytałam kilka stron. Oczywiście siedziałam sama, bo moja jedyna przyjaciółka miała też inne koleżanki. Myślałam, że jak pójdę do gimnazjum z przyjaciółmi z szóstej klasy będę tak samo lubiana jak w podstawówce. Niestety nie miałam racji. Ludzie się zmieniają.
Lekcja polskiego skończyła się dość szybko, a ja znów mogłam się pogrążyć w świecie swoich zagadek i kryminałów.

Dustin
Wtorek, 18.05.2015 rok, godzina 10:37 8 sekund
Wtorki to miłe dni. Zwłaszcza kiedy można patrzeć na tak cudną dziewczynę jaką była Kamelia. Podziwiam każdego dnia ją i  jej kasztanowo-rude włosy spływające delikatnymi falami po zgrabnych plecach. Siedzi ino dwie ławki przede mną. Znamy się od początku gimnazjum. Już wtedy mi się podobała. Ale na szczęście wiem, że jej także nie jestem obojętny. Wczoraj byliśmy razem na lodach. Było wspaniale. Jednak na pożegnanie nie chciała się całować, jo nie naciskałem. Jak kocham, to poczekam, moja święta zasada. Jednak usłyszałem te piękne, dojmujące swą urodą i czarem słowa: Kocham cię. Radość wstąpiła w me serce i jest tam po dziś dzień. Nic tego nie zmieniło, nawet pierwsza jedynka z matematyki. 

Faerie
Wtorek, 18.05.2015 rok, godzina 10:37 15 sekund
Dzień jak co dzień.
Co mam robić, gdy od pewnego wieczoru wszystkie zaczynają się i kończą tak samo?
Podgryzając nadpsute jabłko, spacerowałem niespiesznie po wąskim korytarzu Akademii. Jak zwykle o tej porze, tłoczyli się na nich uczniowie ze wszystkich klas. Mogłoby się wydawać, że to zabytkowe krużganki i labirynty wewnątrz budynku, a nie wysokie wyniki egzaminów rozsławiły szkołę na cały kraj. Sztuką było przejść chociaż raz między klasami, nie potrącając nikogo, nie przepychając się i nie klnąc na czym świat stoi, bo jakaś grupka dziewcząt postanowiła urządzić sobie babski kącik centralnie pośrodku korytarza. Nieliczni potrafili przejść tędy, nie odzywając się słowem.
W sumie byłem w tym mistrzem. Nie, żebym się przechwalał - podaję fakty, bo serio niezbyt interesuje mnie to, jaki jestem, ale muszę kiedyś przedstawić swoją sylwetkę na kartach tego zeszytu. Ludzie milkli na mój widok, przerywali rozmowy, gapili się w zupełnej ciszy na moją twarz. W ich oczach widziałem współczucie, ale często odrazę, strach. Nie dziwiłem im się. Sam reagowałbym podobnie. Zresztą niewiele mnie to obchodziło. Wziąłem głęboki oddech i wyprostowałem plecy. Nie dać się złamać. Nie okazywać zażenowania. Nie...
Niekiedy mam wrażenie, że jestem z innego świata. Latające smoki, jednorożce o rogach jak brzytwy, wróżki rzucające uroki... tak, to byłoby coś. Żyć w otoczeniu cudów i dziwów nie z tej ziemi... Ale nikt nie udowodnił istnienia takich stworzeń, a tym bardziej innych światów, nawet tylko nieco bardziej pokręconych od mojego. Nuda.
Bo cóż mi po mylnie nazywanych Zorzą barwnych wstęgach wirujących w przestworzach niezależnie od pory dnia i szerokości geograficznej? Cóż mi po tej urojonej niezwykłości, która jest niezwykła tylko dlatego, że nie da się jej naukowo wytłumaczyć? Skrytobójcy również pozostają tajemnicą dla większości społeczeństwa. A nie chce mi się wierzyć, że są tylko wyimaginowanymi postaciami.
Niektórzy doświadczyli rzeczy tak potwornych, że nie sposób sobie ich wyobrazić. Wydawałoby się, że ich historie powinny się znaleźć w jednym worku z dość przerażającymi baśniami i powieściami fantasy. Tak byłoby sprawiedliwie. Ale są, do jasnej cholery, prawdą, zatajaną przed wszystkimi, by nie siać niepotrzebnej paniki.
Skąd to wiem?
Skrytobójcy zabili moją matkę i zostawili drobną pamiątkę w postaci trzech szram na mojej twarzy. Przyszli przeszło trzy miesiące temu, przeszukali cały dom, znaleźli nas ukrywających się w schowku na szczotki, wyciągnęli te swoje lśniące ostrza i było już po wszystkim. Tylko rany nie znikną dopóty, dopóki ja nie obrócę się w proch.
Czasem serio przestaję wierzyć w Boga.
Zadzwonił dzwonek zwiastujący kolejną monotonną lekcję matematyki.

6 komentarzy:

  1. Ekhm... okey :D Mogę zaczynać :3
    Pozwólcie, że ocenie każdą z perspektyw inaczej.

    Perspektywa pierwsza:
    Jedyne do czego mogę się przyczepić, to zdania są ułożone tak samo. Jeśli wiesz o co mi chodzi - gratuluję.

    Perspektywa druga:
    Głównie to samo co w pierwszej perspektywie. Początek był dobry, później tylko zdania zaczęły tracić na wartości.

    Perspektywa trzecia:
    I tu muszę pochwalić. ,,Bo cóż mi po mylnie [...]" Ten kawałek jest napisany rewelacyjnie. Dobre opisy i epitety :D Nie wiem, czy ktoś na to zwraca uwagę czy nie, ale trudno XD

    A i mogę się doczepić do długości ;-; Jak dla mnie za krótkie, chyba, że będziecie często dodawać rozdziały w formie kartek z pamiętnika/dziennika to ine sprawa ;)

    Żeby nie było, ja nie jestem wredna w rzeczywistości XD Przepraszam, jeśli któraś tak odebrała moją krytykę.
    Cóż, pozostało mi się pożegnać, życzyć weny i powodzenia :3

    Zapraszam do siebie: http://ucieczkamajedynanadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)

      Jeśli dobrze zrozumiałam, że "tracą na wartości" to właśnie o to mi chodziło ,ale nie jestem pewna, czy na pewno dobrze odebrałam, chodziło mi o to, żeby to była taka realistyczna paplanina zakochanej osoby, która nic nie widzi poza ukochaną osobą :)

      Dziękujemy za komentarz!!

      Usuń
    2. Dziękujemy :)
      A ja znam Twojego bloga! :D
      Wszystkiego Najlepszego!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Naprawdę super wam to wyszło. Nie będę powtarzać po szanownej poprzedniczce, więc powiem po prostu raz jeszcze. To jets ekstra!

    OdpowiedzUsuń