niedziela, 20 września 2015

Rozdział 14 💖💎

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dlaczego dodałam takie dwa "cosiki"  w nazwie rozdziału? Gdyż 14 to moja jedna z dwóch moich ulubionych liczb! 💖💎 Po prostu musiałam, naprawdę, niy mogłam się powstrzymać. Dlatego będzie inny niż moje poprzednie, gdyż opowiedziany z perspektywy... Kamelii! :D/Lustina

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                   

                                                                Brelok

Dustin... Co z nim jest? Cholera, naprawdę to musiało być straszne, oglądać śmierć swojego najlepszego przyjaciela ponownie, i to jeszcze z perspektywy mordercy. I to nie byle jakiego, tylko samego Skrytobójcy, prawdopodobnie z Podziemia, gdyż na to wskazywałyby metody tego Luke'a. Ach, gdybym wiedziała więcej!

-Już i tak za dużo wiesz. Mogą chcieć cię zgarnąć lub wykończyć tutaj- skarciłam się w duchu.

Może jeszcze raz otworzę breloczek, no dobra, spróbuję otworzyć, tak dla pewności?

-Hahaha, błagam cię, to bezcelowe. I ty dobrze o tym wiesz -Tym razem wyśmiałam siebie.

Dobra, jak dojedziemy do Szekspira, to pomyślę o tym. Szekspir... Nazwaliśmy go tak z Samem. Od jego śmierci nie lubi jak tak na niego mówię. Ale trudno. Teraz to mi zimno. Może się do niego przytulę? No nie wiem... Ale jestem śpiąca...

Co było potem? Nie pamiętam. Obudziłam się na fotelu. Niezwykle miękkim fotelu, należy dodać. Oczywiście rozejrzałam się wokół. Ujrzałam Dustina siedzącego na łóżku, przeglądającego jakieś papiery.

 Wyglądał tak uroczo kiedy myślał. Zawsze wtedy zagryzał wargę. Nie będę już tak się mu przyglądać. Skupię się na wnętrzu. Przecież nie jestem aż tak powierzchowna, prawda?

-Kotku?-zapytałam cicho.

-Lepiej być nie może, co? - odpowiedział zachwycony.

-Ale o co ci chodzi?-zdezorientowana pytałam.

-Są momenty, gdy jest gorzej. Teraz mamy okazję sięgnąć lepszego życia fragmentów-powiedział, wyraźnie natchniony.

-Dustin! Halo, ale dlaczego? - zezłościłam się.

-No bo popatrz jak wszystko szybko się zmienia. Ostatnio tylko na gorsze, teraz na lepsze. Dlaczego? Daj mi brelok-zarządził.

-Że co proszę? - powiedziałam zamroczona resztkami snu.

-Proszę, daj mi brelok-

Tym razem użył słowa "proszę".
 Lecz wydźwięk miało ono władczy, powiedział to w sposób, w jaki mówią osoby nieznoszące sprzeciwu. Jak Ojciec Dyrektor.

Ale podałam mu kulkę, byłam zdziwiona, co on chciał zrobić? O kurczę, chyba nie otworzyć?

Chłopak jakby usłyszał jej myśli, gdyż popukał kilka razy w breloczek, przekręcił i po chwili dwie połowy oddzieliły się od siebie. Dustin włożył rękę do wnętrza, jednak z dużą dozą ostrożności. Wyjął kolejno i odłożył na stół:

-lusterko 
w białe róże, popalmione krwią;

-karteczkę,

 pozginaną w wielu miejscach, spaloną w dolnych rogach. Na niej był napis:

 "Bo to historia. Tworzy się tu i teraz. Bo to marzenia. Spełniają się tu i teraz. Dla ukochanej Danieli w dniu pierwszej misji, pamiętaj, żadnego końca świata dziś nie będzie! Tylko wkraczasz w Świat Skrytobójców. Ojciec Dyrektor na pewno będzie z Ciebie dumny! Cabrio i Twój braciszek Kellan.";

-zapalniczka,
czerwono - czarna, plastikowa, ale stopiona w kilku miejscach;

-kamień,

 ale niezwykły, gdyż biały w dziwne wzorki. Kiedyś byłam w Polsce na wakacjach i znalazłam takich kilka na mojej drodze, każdy w innym miejscu;

-naszyjnik,
chyba taki sam jak babci Dustina, bo gwałtownie pobladł;

-książka...
 ale napisana w dziwnym języku. Trza ją potem sprawdzić;

-kolejna kartka:

"Nie ma mnie dla nikogo. Z czasem zaczęło to na mnie wpływać męcząco, niepokojąco. Gnoiłem w sobie całą paranoję, udawałem, żech mnie to nie obchodzi. Chcę mieć spokój w natłoku stresujących sytuacji. To tyle. Próbowałem skończyć, bo już czułem się obcy. Ale niestety, wszędzie są priorytety, musiałem podokańczać prace, zamknąć sprawy. Próbowałem przespać się z problemem. Ale cóż, i tak zostały te nieprzespane noce, myśli skołatane, znane mi uczucie z tym związane. Walka o przetrwanie. Wszysycy łżą jak psy, pamiętaj. Bez zastrzeżeń dzień, ale jak cień, wiesz jak męczy świat i myślenie o rzeczy stanie. Powtórzę znowu : Nie ma mnie dla nikogo. Do widzenia kiedyś. Dobrze Wiesz Kto" ;

-fotografia, 

 popalona w rogach.

 Nie była zbyt stara, sprzed najwyżej dziesięciu lat. Na niej stali w ogrodzie, obok grilla i drewnianego stołu ok. 11 letnia dziewczynka, z rok młodszy chłopczyk, ładna, ruda kobieta, mężczyzna o kasztanowych oczach i prawdopodobnie 17 letni chłopak. Szczęśliwa rodzina. Z tyłu było napisane : Tymi i jego sukcesowa impreska. Tymi. Nie wiem, kto to mógł być.



I na tym koniec. Już sama pojemność breloczka była dziwna, a co dopiero jego zawartość.

Spojrzeliśmy z Dustinem po sobie. Wiedzieliśmy już co nas czeka. Przeszukiwanie i pytanie.

-Wiesz może co z tym zrobimy? Gdzie schowamy? Bo raczej tak na widoku nie zostawimy, w końcu Skrytobójcy nie bez powodu się tak nazywają-oznajmiłam.

-Ta, tak, schowam do breloka, już umiem go otwierać- odpowiedział, jakby lekko wyrwany z kontekstu.

-Skup się. Zapytam cię o coś, ok? - powiedziałam, lekko rozdrażniona.

-Dobrze. Pytaj o co chcesz. Od teraz jestem w peunej gotowości-powiedział z powagą w głosie.

-Tak więc...Jak, do cholery, Szekspir otworzyłeś ten breloczek? Mnie się nie udawało przez kilka lat!-wybuchłam.

-Nie nazywaj mnie tak-powiedział urażony.

-Przepraszam...

-Ech, no trudno, i tak roztrząsamy przeszłość, więc i tego nie da się pominąć.

-Może przeanalizujemy przypadek Sama, skoro już przy tym jesteśmy. On zawsze tak na ciebie mówił, ja tyż. Wiem, że to budzi złe wspomnienia, ale cały czas, od kiedy się znamy, tak na ciebie mówię. Przepraszam, ale to naprawdę jest przyzywczajenie.

Teraz spodziewałam się najgorszego. Że odmówi. Albo nawet nic nie powie. Bardziej zamknie się w sobie. To musiało być dla niego naprawdę trudne. Sam był również moim przyjacielem, jednak oni dwaj znali się o wiele dłużej. Razem uczyli się chodzić. Razem wymieniali pierwsze słowa. Wspierali się w najgorszych chwilach. W tych najmiliszych mówili wspólnie"Lepiej być nie może! ". Zawsze byli ze sobą nawzajem kojarzeni. Jak Sam, to i Dustin i vis a vis. Razem poznawali dziewczyny, razem bili się z Bandą Krewkiego Zygi,

znaną na całą szkołę grupę chłopaków, którzy nie widzą innego rozwiązania niż bójka, są strasznie wulgarni i są wieloletnim postrachem gimnazjum, do którego uczęszczaliśmy, ponieważ niegdy nie udało im się zdać drugiej klasy. Było ich pięciu- Zając, Stefan, Rajki, Bill i oczywiście szef " gangu"-Krewki Zyga.

Najczęściej napadali na tych biednych pierwszkolasistów, kradli im pieniądze, lecz rzadko jakieś dobra materialne. Ich kręcił hajs, który mogliby wydać na alko, papierosy, zioło i panienki. Bili się z kim popadnie i nikogo nie słuchali. Czasem próbowali okradać sklepiki, lecz tylko kilkakrotnie. Zajmowali się także od czasu do czasu zastraszaniem samotnych dziewczyn.

 Jedną z nich byłam ja. Banda siedziała w na drugim roku już trzeci rok. Musiałam z nimi chodzić do klasy. Ale był jeszcze Dustin. No i oczywiście Sam. Moi, jak się później okazało, najlepsi przyjaciele. Jak się poznaliśmy? A to ciekawa historia...

Pewnego razu, w zimie, było już ciemno gdy wracałam ze szkoły. Szłam ciemną, wąską uliczką, gdy zza zakrętu wyszła Banda Krewkiego. Mieli kije do bejsbola. Na szczęście nie zauważyłam u żadnego noża ani nieczego podobnego. Odruchowo odwróciłam się i zaczęłam iść w drugą stronę. Wbiłam wzrok w ziemię. Nie miałam odwagi, żeby spojrzeć przed siebie, a tym bardziej za siebie.

Jednak słyszałam kroki. Z początku ciche i powolne, z czasem przerodziły się w  bieg. Ja także zaczęłam biec prosto, przed siebie, byle jak najdalej. Jednak oni byli szybsi. Dwóch potężnych chłopaków, a w sumie już mężczyzn, złapało mnie za ramiona. Nie rzucałam się wiedziałam, że to nie ma sensu.

Popatrzyłam na lica obu drągali. Po prawej stał Stefan , wielki, ulizany blondyn o paciorkowatych oczach, jakby dwóch czarnych kamyczkach wciśniętych w wielką poduchę ze skóry. Jego ciało było trzy razy większe ode mnie.

Za to jego kolega stojący po lewej to był Rajki. Rajki był tylko podwójną wersją mnie, miał ładniejszą twarz niż Stefan, jednak miał jeden defekt, bardzo zauważalny. A mianowicie nie miał oka. W miejscu oczodołu nosił opaskę, jak pirat. Był równie przerażający. Rozwarł usta w wielkim uśmiechu." Czy torturowanie ludzi sprawiało mu przyjemność? "-zastanawiałam się wtedy. Teraz już wiem, że tak. Uśmiech zazwyczaj przynosi miłe uczucia, lecz takich nie dawał. Można było poczuć jedynie obdzydzenie i niechęć. Brakowało mu kilku kluczowych zębów, czyli wszystkich jedynek i trzech trójek. Na samo wspomnienie się wzdrygam. Pozostałe zęby były, wbrew pozorom, w jak najlepszym stanie. Były przerażająco śnieżnobiałe, proste jak linijka, bez kamienia i jakiegokolwiek osadu. Nic nie było pomiędzy nimi. Były tak perfekcyjne, że aż straszne.

Trzymali mnie mocno za ramiona, słyszałam kroki reszty dochodzące zza winkla. Wtem, ni stąd, ni zowąd, z drugiej strony pojawili Sam z Dustinem. Zdziwiłam się niesłychanie. Wolałam, żeby się nie wtrącali, bo to naprawdę źle by się skończyło. Jendak nie mogłam wykonać żadnego ruchu, czułam wewnętrzną barierę nie do przekroczenia.

-Co wy tu robicie? Lepiej uciekajcie, póki was nie przyłapali! Sama sobie poradzę, przecież i tak nie są bezkarni! - syknęłam do kolegów.

Lecz ci nie słuchali, podbiegli do moich oprawców i zaczęli ich okładać pięściami. Dawało to mierne efekty, ale na tyle odwróciło uwagę Rajkiego i Stefana, że udało mi się wyślizgnąć się zręcznie z ich znacznie już poluzowanego uścisku.

Pociągnęłam wybawców, żeby się oddalić od zagrożenia, ale nie, nie posłuchali. Ponownie. Chcieli wykazać się brawurą? Pokonać przeciwników? To by było fizycznie niemożliwe, zwłaszcza, że zaraz zbiegną się jeszcze pozostali członkowie bandy i nie będzie wtedy za miło.

Co miałam zrobić? Pociągnęłam ich z całej siły, aż nieomal się przewróciłam, dając im wyraźny znak, że już na nas pora. Tym razem na szczęście wiedzieli, że trzeba się zastosować do moich zaleceń.

Zatem dotarliśmy do najbliższego supermarketu, zdyszani i czerwoni z wysiłku.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz