wtorek, 20 października 2015
Rozdział 17
Ona wie
W sklepie patrzyli się na nas. Obserwowali każdy ruch zmęczonych, zdyszanych nastolatków, szybko przechodzących między półkami. Zwracaliśmy uwagę dosłownie wszystkich. Babcie oglądały się za nami, ledwo nadążając, dzieci próbowały za nami biec, a młodzi dorośli po prostu przyglądali się nam ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach.
Co sprawiało, że klienci wykazywali aż takie zainteresowanie naszymi osobami?
Może to, że wyglądaliśmy jakbyśmy zostali przed chwilą napadnięci i właśnie uciekali przed oprawcami? W sumie to tak właśnie było.
Starym zwyczajem kupiliśmy sobie oranżadkę w proszku. W czasie jej spożywania śmialiśmy się jak dzieci. To były piękne czasy! Spędziliśmy ze sobą resztę tego dnia, radośnie chodząc po mieście, ciaglę chichocząc z każdego wypowiedzianego słowa. Jak naćpani.
No i tak zaczęła się nasza przyjaźń, która miała trwać wiecznie.
Cóż, z wiadomych przyczyn tak nie było.
Śmierć Sama była ogromnym ciosem dla wszystkich. Jako, że jestem bardzo silna emocjonalnie, to po zaledwie kilku dniach pogodziłam się z tym, że już go nie ma. Z Dustinem było inaczej.
Tydzień za tygodniem obiecywał, że przestanie się zamartwiać. Płakał po nocach, nie mógł spać. Był to chyba najgorszy okres w jego życiu. Chociaż, jak już teraz wiem, wiele przeszedł.
Zarówno jego babcia, jak i John nie rozumieli, co się z nim dzieje. Co przeżywa. Na szczęście zaaprobowali pomysł mojej pomocy.
.
.Zamieszkałam w wolnym pokoju. Pilnowałam, żeby jadł, spał i uczył się. Żeby w żył.
Nie było to łatwe. Musiałam schować wszystkie nasze wspólne zdjęcia, przedmioty podarowane przeze mnie i Sama. Codziennie próbowałam z nim rozmawiać, włączałam ulubione piosenki, których nie słuchaliśmy ze zmarłym.
Próbował się zabić. Za pierwszym razem chciał się powiesić w szafie. Bezcelowo, gdyż znalazła go sprzątaczka, zanim zdążył zakończyć żywot. Następnym razem zamknął się w łazience i połknął wiele tabletek. Nie wychodził długo z toalety, zaniepokoiłam się. Kiedy nie otrzymałam żadnej reakcji, wyważyłam drzwi. Nie był jeszcze nawet w pobliżu śmierci. Jednak trzeci raz był najgorszy.
Musieliśmy chodzić do szkoły, chociaż Dustin miał problem ze skupieniem się i myśleniem o nauce czy w ogóle o czymkolwiek niedotyczącym Sama.
Pewnego dnia czuł się bardzo źle, został w domu. Ja nie mogłam, miałam w tym dniu ważny sprawdzian. Bałam się go zostawić w domu, ale pomyślałam, że nic mu się nie stanie. Akurat. Jaka ja byłam głupia! Chwilę po moim wyjściu wziął znalazł żyketkę i podciął sobie żyły. Babci ani Johna nie było w domu, tylko Celestia, nowa sprzątaczka, gdyż poprzednia odeszła zaraz po pierwszym zamachu na swoje życie Dustina.
Przeraziła się, gdyż nie tego się spodziewała drugiego dnia pracy. Jednak ponieważ była w miarę ogarniętą osobą, to zadzwoniła pod 99915328 i do mnie. Jakie to szczęście, że miała mój numer!
Nie mogłam czekać, wybiegłam ze szkoły mimo zakazów nauczycieli.
Dotarłam do szpitala na chwilę przed otrzymaniem strasznej wiadomości.
A brzmiała ona tak:
"Przykro mi. Niestey, chłopak, on... Przykro mi. Proszę podać numer do prawnego opiekuna, aby powiadomić go o tym."
-Puta!-przeklnęłam wtedy. Nikt na szczęście nie wiedział co to znaczy.
Życie przeleciało mi przed oczami. Poczułam, że świat mi się wali. Nie dość, że straciłam jednego przyjaciela, to jeszcze drugiego.
Dustin nie wiedział jeszcze, że go kocham. Bałam się do tego pryznać. Życie straciło sens. Myślałam, że już nigdy nikogo nie pokocham, że to fatum i że za kilka dni chyba skoczę z 20.piętra.
Ryczałam jak bóbr, nie mogąc zrozumieć straty.
Kiedy usłyszałam krzyk pięlegniarki:
"Panie doktorze! Panie doktorze! On żyje! On ŻYJE!"
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Cały lód z mego serca stopił się w chwilę, nadzieja zatętniła nowym życiem, a radość i ulga rozlały się po ciele niczym topiona czekolada.
Podeszłam do okienka, aby ujrzeć widok nieco komiczny: kilka osób, które razem tworzyły tłok, uwijało się jak w ukropie, żeby uratować ludzkie istnienie. Jedno, zwykłe, jak każde inne, jednak specjalne.
Po "śmierci" stał się na powrót radosnym, lecz w końcu wrażliwym na piękno Dustinem. Zaczął pisać wiersze. Znowu zmarkotniał po tym śnie, w sumie wizji... Ma ten dar. Który niestety już zaczął się objawiać. Teraz rozpoczął poszukiwania. Pomogę mu, ale ulotnię się w pewnym momencie. Chociaż przywiązałam się do niego przez te wszystkie lata. Ale ze mną może być w większym niebespieczeństwie niż jest każdego dnia sam.
Owszem, wiedziałam, że Skrytobójcy go sobie upatrzyli. W końcu urodził się w tym niezwykłym dniu, dokładnie o tej godzinie...
Dlatego dokładają wszelkich starań, żeby przepowiednia dana mu spełniła się.
Nie wiem, czy Ojciec Dyrektor byłby zadowolony, że ktoś pochodzący z rodu z innej części wtrąca się w sprawy jego celu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dustin? Dustin! Chodź, przygotowałam kolację - zawołałam.
Był już późny wieczór, godzina 22:02. Przez całe 5 godzin Dustin siedział przy tych samych papierach, sprawdzając coś co chwilę, studiując jakieś obszerne tomy i encyklopedie. Starannie oglądał każdą rzecz znalezioną w breloku. A nawet, ku mojej uciesze, zerkał na mnie ukradkiem, ale niezwykle lubieżnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz