Rodzina
Ruby:
Piątek, 21.05.2015 rok, godzina 9:52 7 sekund
Wstałam z niewygodnego krzesła, które stało przy biurku i podeszłam do Carmelitty. Z jej wnętrza wydobywało się dziwne tykanie. Tyk, tyk, tyk, tyk, bum.
Moje powieki wydawały się takie ciężkie, a ciało bezwładne. Otworzyłam oczy i usłyszałam piszczenie dziwnej maszyny. Nie wiedziałam jak się ona nazywa, bo nigdy nie chciałam zostać lekarzem. Gwałtownie zerwałam się z łóżka widząc doktora który podbiegł do mnie z dziwnym urządzeniem które poraziło mnie prądem, ale ja nic nie poczułam. Moje serce stanęło, tak po prostu stop. Ale czemu ja to widziałam? Czemu przyglądałam się własnej śmierci? Nie chciałam tego oglądać, więc wyszłam z ogromnej sali. Rozejrzałam się po dziwnym szpitalu. W rogu zobaczyłam moją mamę, która była w postaci duchowej. Podbiegłam do niej i dopiero wtedy zauważyłam, że trzyma nóż w ręku i od razu pożałowałam swojej decyzji.
- Teraz dołączysz do nas Skrytobójców - powiedziała
- Nie, nie chcę tego robić! Jesteś okropna, zabijasz ludzi!
I uciekłam. Tak po prostu. Pobiegłam. Nie poczułam zimnej trawy, ani chłodnego wiatru. Nie czułam nic. Nie czułam, że jestem wściekła na mamę. Byłam bezuczuciową duszyczką młodej nastolatki, która tak niedawno wiodła spokojne życie.
Minęło już jakieś 5 minut od mojej rehabilitacji, a ja jeszcze nie wróciłam do swojego ciała. Czyli nie było już szans na ratunek. Ale czemu nie poszłam do nieba czy piekła? Co się stało z Carmelittą?
Nie żyła jak ja? .Już nigdy nie spotkam babci, mamy, taty. Kiedyś myślałam, że jestem samotna, ale dopiero teraz poczułam, jak to jest nie mieć nikogo. Nagle całe życie przeleciało mi przed oczami. Dosłownie. Pierwszy pocałunek, randka, wycieczki, sprawdziany, wszystko. I znalazłam się w swoim ciele. Nie stał przy mnie lekarz, nie byłam w szpitalu. Byłam w pokoju Carmelitty. Nadal stałam obok niej.
- Żyjesz? W ogóle się nie ruszasz. - zapytała się moja koleżanka
- Tak, tak. Zamyśliłam się.
- Chodź musimy stąd wyjść
Wyszłyśmy z budynku, tylko, że ja nie znalazłam się na ulicy naszego miasta. Znów stałam w szpitalnym holu. Nie, nie, nie - pomyślałam. Skoro już znalazłam się w tym okropnym miejscu mogłam wkraść się do pokoju lekarza i zajrzeć w moje akta. Przecież i tak mnie nikt nie widzi. Nie było tam nic ważnego, moje imię nazwisko i tyle. Nagle do pokoju weszły dwie pielęgniarki.
- Dziś umarła Ruby - powiedziała jedna do drugiej
- Ta której ojciec został zamordowany?
- Tak. Szkoda, że jeszcze nie odnaleziono sprawcy. To już będzie z 10 lat.
Mój tata został zabity? No przynajmniej moja śmierć pomogła mi w odkryciu prawdy o moim ojcu. Zbyt długo nie posiedziałam w szpitalu, bo znów znalazłam się przed blokiem Carmelitty. Przeszłyśmy przez ulice i na wielkim bilbordzie zobaczyłam coś czego nigdy nie powinnam widzieć.
- Dziś w bloku przy ul. Richmont zginęła młoda dziewczyna. Z sekcji zwłok wynika, że jest to Ruby Robinson. Wszystkich bliskich prosimy o zgłoszenie się do szpitala w Gricporth. Nastolatka była sama w opuszczonym budynku. Policja jeszcze nie wie co wywołało wybuch - bez emocji powiedziała prezenterka.
Chodziło o mnie. Nie żyłam. To dlaczego tu byłam?
Maaam wieeeeeelkiego mindfuck'a ;___;
OdpowiedzUsuńMam też nadzieję, iż wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale :3